środa, 8 kwietnia 2009

idą święta...

A mnie niechcica do wszystkiego jakoś nie przechodzi... Jak sobie pomyślę, że trzeba zacząć to wszystko ogarniać i muszę się sprężyć, to mi jeszcze gorzej...
Kończę kawę i usiłuję sobie plan dnia ułożyć.
Koło 15 przyjedzie W. z Kalinką. Muszę więc jakiś obiad wymajęcić. Oczywiście nie mam pomysłu...
Zdzich przyniósł dzisiaj ryby. Leżą w zlewie na dworze. Czekają na oprawcę. Muszę poszukać przepisu na leszcza. Może w piątek zrobię.
Muszę ostatecznie ustalić menu świąteczne... No horror... Nic mnie nie cieszy, a perspektywa robienia czegokolwiek dołuje mnie jeszcze bardziej... Nawet to, że muszę zaraz wejść pod prysznic, zrobić porządek z włosami, itp przyprawia mnie o jeszcze większego doła... Jakoś nie potrafię przestawić się na pozytywne myślenie...
Proszę - ile tego "MUSZĘ". Chyba to jest najgorsze. Bo nie mogę tego zamienic na "chcę".
A na dodatek kleszcze atakują... Zwierzaki oblepione...
Babo!!!!! Przecież wiosna!!! Ptaszki śpiewają... i tepe...
Buuuuu...