poniedziałek, 5 stycznia 2009

Znowu Smoluch...

2-giego byliśmy w Dębnie u weta. Smoluszydło dostało blokadę z jakimś lekiem w kolano, bo okulał na skutek stanu zapalnego i naderwanych wiązadeł.. . Najpierw głupi jaś, którego działanie miało apogeum po wyjściu z gabinetu i pies ułożył się na środku podwórka do snu... Musieliśmy go wrzucić wspólnymi siłami jak worek kartofli na tylne siedzenie. Prawie całą drogę powrotną przespał.
Dzisiaj już trochę lepiej. Widać działanie leków. Łyka 4 prochy na raz dwa razy dziennie... Co ja się namęczę... Najważniejsze jednak, żeby pomogły.
Prowadzamy go cały czas na smyczy z dwóch powodów - żeby nie biegał i nie forsował nogi, no i przede wszystkim, żeby nie zwiał. Znowu kierunek "wieś" go absorbuje najbardziej. Gdyby nie był na uwięzi, to na pewno już nie raz musielibyśmy za nim gonić... Widać tak już ma o tej porze roku.





Wczoraj spadł pierwszy "normalny" śnieg tej zimy. Dzisiaj jest cuuudnie.
Ale pies znowu ma pełne łapy śniegu i co trochę się zatrzymuje, żeby go sobie wygryźć spomiędzy opuszków... Przydałyby się jakieś trzewiki :)







A mnie bolą przeguby... Znowu romantyzm dochodzi do głosu :|