środa, 3 grudnia 2008

Sama...


Oczywiście nie do końca, bo z naszym Smoluszydłem.  Prawda, że piękny?
Niedługo minie 3 lata, jak go znaleźliśmy na drodze w lesie (16-go grudnia)... I rok jak zwiał na gigant (15-go). Wszyscy już straciliśmy nadzieję, że go jeszcze ujrzymy, bo nie było go 9 miesięcy, gdy ni stąd, ni z owąd wrócił do domu 17-go września. Trudno wprost opisać radość, z jaką go witaliśmy. 
Matko, jak on wyglądał... Wychudzony, zaniedbany, z jakimś postronkiem zwisającym z parcianego paska na szyi... Może w wigilię zdradzi nam tajemnicę, gdzie był.
Chyba mogę śmiało powiedzieć, że kocham tego psiora, o ile to wypada odnosić takie uczucia "wyższe" w stosunku do "zwykłego kundla"... Oczywiście nie jest to mój punkt widzenia :)
Niestety, Smoluch nam okulał ostatnio i nie jest to chyba zwykła kontuzja. Nie okazuje bólu, ale noga (prawa tylna) w okolicach hmmm... pęciny (?) hehehe... Nie wiem, jak to okreslić - wykazuje jakiś bezwład, co powoduje, że gdy pies się zapomni i chce jakiś gwałtowniejszy zwrot wykonać, to po prostu zadek ląduje na ziemi... Martwimy sie bardzo. Jak tylko W. wróci, to jedziemy do weta do Dębna. trudno... Każdy grosz sie przed świętami liczy, ale na Smoluchu nie będziemy oszczędzać. Maluuuutki....